|
![]() | [ ] | 149 Kb |
![]() | [ ] | 108 Kb |
Okruchy Pallotyńskie na dzień dobry i dobranoc, nr 27
Trza wyczuć, kiedy wstać i wyjść
To moje ostatnie „Okruchy na dzień dobry i dobranoc”. Nie poświęcam ich – jak czyniłem to dotąd - jakiemuś konkretnemu tematowi pallotyńskiemu. Chcę się po prostu z wami pożegnać. Wkrótce bowiem znowu opuszczam Polskę. Nie udało mi się „zadomowić” nad Wisłą. 30 lat poza krajem (1983-2013) zrobiło swoje! W marcu tego roku zakończyłem 3-letnią posługę jako sekretarz prowincjalny i „poczułem”, iż to dobry moment, by „wyjść, kiedy w szatni mój płaszcz pozostał przedostatni” (Wojciech Młynarski):
„Ty wczuć się chciej w smak chwili tej,
W odpowiedniej wyczuć chwili,
Żeby wyczuć, kiedy wstać
I wyjść...
Żeby wiedzieć, kiedy w szatni
Płaszcz pozostał przedostatni”.
Chciałbym jednocześnie zapowiedzieć, iż jeszcze w tym roku (może na Krajowy Kongres ZAK), powinno ukazać się książkowe wydanie moich „Okruchów”. Nakruszyłem bowiem nieco przez te ostatnie lata. Po pallotyńsku, a jakże! Bo „pallotyńskość” to coś więcej niż sutanna z pelerynką. To raczej organiczny składnik, który krążąc swobodnie w żyłach, jakoś naturalnie determinuje sposób myślenia, patrzenia, słuchania, smakowania, a nawet dotykania ludzi i świata. Wkradł się on we mnie przez lata śledzenia, badania i podążania za naszym Ojcem Założycielem.
Zapowiadana publikacja powstawała wieloetapowo i długo, bo prawie 10 lat. W języku ojczystym zacząłem bowiem pisać eseje, felietony i artykuły dopiero w 2008 r., kiedy po ponad 20 latach „misjonowania” w Afryce wylądowałem na pewien czas (3 lata) w Rzymie, dając początki „Cenacolo” - Międzynarodowemu Centrum Formacji Pallotyńskiej przy Via Ferrari. To właśnie tam zaczęła się moja przygoda z piórem w języku matki. Tak więc zapowiadane „Okruchy” to suma smaków wielu lat, miejsc, osób, doświadczeń i sytuacji... A smaki przecież są rozmaite. Od tych powszednich, dobrze znanych jak śledź w Popielec, które zmieniają się w rytm roku liturgicznego czy sezonów, przez nieco wytrawniejsze komentarze wydarzeń, aż po solidne, okraszone niekiedy bólem, rozczarowaniem i lękiem, przeżycia.
Skąd ta różnorodność? Z okoliczności: Rwanda, Kongo, Kamerun, Paryż, Rzym, Warszawa… Zawsze bowiem miejsce, w którym się znajdujemy staje się nieformalnym „pępkiem świata”, gdzie wydarzenia smak mają cudownie bądź nieznośnie wyrazisty – bo są nasze.